Artykuły

Szkoda tej czarownicy na stos...

CENIĘ teatr dramatyczny przede wszystkim za to,że jest teatrem spraw współczesnych,że dobrze służy sprawie odbudowy wyobraźni społecznej,że bierze udział w rzeczywistych konfliktach naszych czasów i wpływa na treści psychiczne i intelektualne przeżywane przez nas w dramacie czasu.Ludzie od dawna mają zaufanie do słowa padającego z tej sceny i to w pierwszym rzędzie określa profil tego chyba najbardziej współczesnego teatru.Cenię również ten teatr za to,że podejmuje wytrwale dialog z widownią na temat wielu spraw nurtujących współczesnego człowieka Czy będzie to policyjna epopeja "ze sfer żandarmeryjnych",w której w czasie groźnej plagi absolutnej lojalności zrozpaczona policja musi delegować policjanta do więzienia jako przestępcę - aby uzasadnić swe istnienie,albo wtedy, kiedy "szkoda czarownicy na stos",i kiedy miłości dwojga ludzi autor każe przedzierać się przez gąszcz średniowiecznego życia,aby szukali drogi do szczęścia. Sztuka współczesnego dramaturga angielskiego Christophera Fry'a "Szkoda tej czarownicy na stos" jest poetycką opowieścią dramatyczną o nadziei.Ale niech nikt nie szuka takiego średniowiecznego miasteczka z burmistrzem,takiej inkwizycji,ani takiej czarownicy, - bo nie istnieją.Sztukę "Szkoda (ej czarownicy na stos" Fry napisał w 1947 roku. Cieszyła się wówczas w Londynie dużym powodzeniem;podnoszono dowcip,groteskę,humor sytuacyjny a przede wszystkim chwalono poezję -piękny wiersz iskrzący się paradoksalnymi metaforami głęboko tkwiącymi w tradycji angielskiej poezji.Autor widzi odrodzenie teatru właśnie w poezji.To przekonanie dyktuje mu również poszukiwanie nowych więzi między prozą a poezją w przeświadczeniu iż kryją się w tym nowe propozycje współczesności.W zamierzeniach swych nie jest odosobniony, gdyż tendencje te dają się zauważyć i u innych pisarzy współczesnych.Weźmy chociażby twórczość Saint Exupere'go a zwłaszcza "Nocny lot",który jest chyba najlepszym przykładem nasycenia prozy nowoczesną poezją.Wydaje się,że skończyły się czasy ich na długiej separacji Coraz częściej proza z poezją tworzą nowe piękne stadła.Jest to na pewno jedna z charakterystycznych i dodatnich zmian naszych czasów. I tym razem poetycka umowność wcale nie gmatwa głównego zamierzenia dramaturga, przekazującego wiele autentycznych wartości humanistycznych przede wszystkim za pośrednictwem poetyckiego słowa.Można też również powiedzieć,że jest to sztuka o miłości tak bardzo nietypowej pary jak Joanna Juordomayne (Halina Mikołajska) i zdemobilizowany żołnierz,Tomasz Mendip(Jan Świderski),któremu zbrzydło życie.Poczciwy burmistrz wyprowadzony w pewnej chwili z równowagi oświadcza im zakłopotany:- "...Robicie tylko zamieszanie, a ski tu za wszelką cenę trzeba utrzymać standardową duszę. Nie ma dwu sposobów życia.Jeden Bóg - jeden punkt widzenia i cichy generalny placet dla pospólstwa". Wcale się nie dziwię,że ta para kochanków nie z tej ziemi wprawia go w zdumienie. Nie tylko jego zresztą - nawet Jaszcza gdyż czarownica wcale nie jest czarownicą,tylko racjonalistką,córką alchemika.Dopiero gdy jest osaczona chroni się do domu burmistrza,prosząc go o ratunek przed barbarzyństwem.Tu poznaje Tomasza,późniejszego ukochanego,który zjawił się tam w zupełnie innym zamiarze. Przyszedł,by żądać stryczka dla siebie,aby w ten sposób zaprotestować przeciwko istniejącym stosunkom społecznym, moralnym kryteriom i obyczajom panującym w tym poetyckim średniowieczu.Oświadcza,że jest mordercą i należy mu się urzędowy stryczek.Tymczasem władza przy pomocy tortur stara się zmusić delikwenta,aby przyznał się do... niewinności. Tymczasem w domu burmistrza heretyczka ujmuje wszystkich łagodnością,rozumem,wdziękiem,aż, jak mówi Małgorzata (Janina Traczykówna)"ortodoksyjna religia przy niej prawie traci "swój sens." Zresztą rola Joanny to wielka rola Mikołajskiej.Sama czekając na śmierć walczy o uczucie kochanka,sama oczekując śmierci,pragnie tchnąć wolę życia ukochanemu.Jest pełna wiary w istnienie zdrowego rozsądku i lepszych form życia,instynktownie pojmuje wieczny sens tworzenia i szukania szczęśliwego miejsca na ziemi,czy też raczej w sercu drugiego człowieka.Pragnie,aby korzenie jej miłości sięgnęły głęboko "duszy ukochanego". W miarę rozwoju akcji,Mikołajska staje się coraz pełniejszym naczyniem szalonej miłości uczucie ją uduchawia,prawie że unosi się nad ziemią, bez bojaźni patrzy już śmierci w oczy,jest lwicą,a czasem śpiewem ptaka,szmerem strumienia,czy obłokiem przepływającym po niebie.Dzięki znakomitej reżyserii Ludwika Rene sztuka tkwi korzeniami we współczesności.Piękna scenografia Andrzeja Sadowskiego harmonizuje z poetycznością samej sztuki, stanowi odpowiednią oprawę do tej poezji.Jan Świderski w roli Tomasza Mendip okazał się przede wszystkim doskonałym recytatorem współczesnej poezji,tej trudnej,syntetycznej,iskrzącej się metaforą,absurdalnym humorem,ironią jędrną,niemal że materialną -jakże daleką od dziennikarskiego żargonu papierowych słów.Sądzę,że sztuka w sumie,właśnie dzięki swej poezji w niej zawartej "odradza nasze zdolności afirmacji życia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji